Zachmurzenie i opady

Od początku ubiegłego tygodnia internet, a szczególnie strona meteoprog.pl(weather/Szczytno) uparcie twierdziła, że z tą pogodą to u nas nie bardzo. Według prognoz aktualizowanych na bieżąco, miały dominować zachmurzenia i opady deszczu, praktycznie non-stop, od wczesnych godzin porannych aż do wieczora, co widać na wycinku zrzutu ekranowego wzmiankowanej strony - fot. 1.

Taki obraz był wyświetlany nie tylko w czwartek, ale w dni poprzednie, czyli wtorek i środę. Tymczasem wystarczyło spojrzeć przez okno, albo podnieść głowę do góry, by stwierdzić, że słońce przyświeca i to mocno, że jest bardzo gorąco. A jak upał doskwiera, to tylko pozostaje biec nam na plażę. Miejskie kąpielisko odwiedziliśmy już dwukrotnie, ale ponieważ zaszły na nim istotne zmiany zjawiliśmy się i po raz trzeci. Z chwilą nadejścia wakacji na molo pojawili się ratownicy, a ściślej rzecz ujmując, cała ich drużyna pod wodzą doświadczonego wodniaka Marka Łaniewskiego. Jak nam powiedział, trzon ekipy stanowią trzej ratownicy etatowi i dwoje pracujących społecznie, czyli znana nam z ubiegłego roku Dominika Tokarska - mistrzyni Polski juniorów w ratownictwie wodnym. Jej kolega z posterunku Kamil Dąbrowski jest świeżo po maturze i akurat dowiedział się, że egzamin dojrzałości zdał bardzo dobrze. Zamiast świętować z rówieśnikami, wolał pojawić się na plaży. Gdy taka gromadka ma pieczę nad kąpieliskiem, baraszkujący w wodzie, a zastaliśmy ich natłok, mogą czuć się bezpiecznie - fot. 2. Jak do tej pory ratownicy nie musieli nikogo ratować z toni, nikt się nie topił, ale nie obeszło się bez drobnych interwencji. Chodziło o opatrzenie niegroźnych skaleczeń, a właściwie otarć naskórka, bo ktoś tam nadepnął na zbyt ostry kamień czy pękniętą muszlę małży.

Co ciekawe, nad porządkiem na plaży czuwają nie tylko ratownicy. Tuż nad wodą „Kurek” spotkał policjanta, młodszego aspiranta Dariusza Berendta, który jest dzielnicowym w IV rejonie Szczytno. Bywa on tu codziennie i to kilka razy. Swoim wszędobylskim pojazdem patroluje też m. in. park nad małym jeziorem i inne tego typu okolice o charakterze wypoczynkowo-rekreacyjnym - fot. 3. Roboty ma sporo, nie minęło kilka dni, a już musiał pobrać drugi bloczek mandatowy. Najczęstsze przewinienia to, niestety, picie alkoholu w miejscach publicznych. Spore problemy sprawiają też psy, a tak naprawdę, to ich właściciele. Na plażę, co trzeba przyznać, nikt czworonogów nie przyprowadza - zakaz jest respektowany, ale co innego dzieje się w parkach, zwłaszcza w tym nad dużym jeziorem przy ul. Pasymskiej. Jak nam mówi pan Dariusz, właściciele psów wyprowadzają nawet wielkie okazy bez kagańców, a przecież na pobliskim placu zabaw bawi się mnóstwo dzieci. Pierwszy raz dzielnicowy ogranicza się do słownego upomnienia, ale gdy sytuacja się powtarza w ruch idą mandaty. Są też kłopoty z psimi odchodami. Właściciele małych i większych zwierzaków, co jest nagminne, nie poczuwają się do ich uprzątnięcia.

SPOKOJNI URZĘDNICY

Roboty związane z budową ścieżki dookoła dużego jeziora są w toku i podobno idą pełną parą. Piszemy „podobno”, gdyż otrzymaliśmy sygnały od zbulwersowanych Czytelników, których niepokoi zbyt wolne tempo prac, zwłaszcza na odcinku od strony ul. Pasymskiej (za marketem „Biedronka”). Gdy zjawiliśmy się na miejscu roboty doszły już nieomal pod byłą lenpolowską przepompownię.

Było to w miniony czwartek i mimo upału oraz duchoty prace przebiegały tak na oko w normalnym tempie - fot. 4. Mimo wszystko przekazaliśmy ratuszowi uwagi naszych Czytelników. Jednak Urząd Miejski, czyli inwestor, nie bardzo się nimi przejął. Nadzór nad pracownikami budującymi ścieżkę to nie działka UM, a wykonawcy prac. Ma on określone terminy i jak się nie wyrobi lub pierzchnie z budowy niczym Chińczycy z autostrady, nie zostanie rozliczony i tyle - usłyszeliśmy od urzędników.

OBSZAR INWESTYCYJNY

Kiedy zmierzaliśmy w okolice lenpolowskiej przepompowni, jeden ze spacerowiczów zagadnął nas pytaniem, dlaczego to nadjeziorna alejka tuż za restauracją „Zacisze” skręca do parku, a nie wiedzie, jak gdzie indziej, tuż nad brzegami jeziora. Jej trasa wygina się w łuk i wraca nad wodę dopiero za byłą stacją pomp PKP. Jak już pisaliśmy, nadjeziorny teren leżący za wodną bazą MOS-u to obszar inwestycyjny przeznaczony pod budowę przyszłego kompleksu hotelowego i dlatego ścieżka go omija.

Miejmy nadzieję, że faktycznie powstanie w tym miejscu hotel, a nie kolejna stacja benzynowa. Teraz rośnie tam tylko trawa, choć trzeba przyznać, skoszona, więc łatwo po niej spacerować. Zaraz, jak tylko wejdziemy na odrastającą murawę, rzuca się w oczy stara, rozpadająca się krypa, prawie bez burt. Wyciągnięta na suchy ląd straszy swoim wyglądem przygodnych spacerowiczów, ale najciekawsze jest to, że choć stanowi kompletną ruinę, została potraktowana jak cenny skarb. Przymocowano ją bowiem do pobliskiego drzewa grubą stalową linką spiętą dodatkowo solidną kłódką o niespotykanych już dziś zdobieniach - fot 5. Obok, ale już w wodzie, pływają jakieś pocięte na kwadraty kawałki styropianu. Długo zastanawialiśmy się co to takiego, aż w końcu resztki roślinności przylegające do kwadratowych płytek naprowadziły nas na rozwiązanie zagadki - są to podstawki-pływaki skonstruowane pod wianki, które były puszczane z tego miejsca w Noc Świętojańską. Organizatorzy widowiska, widać, nie zadbali o uprzątnięcie tych elementów. Czyżby naiwnie liczyli na to, że styropian utonie w wodzie i nie będzie śladu?

ZALANA PIJALNIA

Podczas spaceru po nadjeziornym obszarze inwestycyjnym można też zauważyć, jak wysoki jest poziom wód w domowym dużym.

Drzewa, które w ubiegłym roku rosły na lądzie teraz stoją w toni. Potworzyły się też lokalne zatoczki. Między innymi taka miejscowa „katastrofa” dotknęła jedyny na tym obszarze zakrzaczony kącik użytkowany przez miłośników biesiad pod chmurką. Mogli oni tam spokojnie trącać wiadome napoje, ale oto skończyło się - fot. 6. Ustronne miejsce zalała ciecz zupełnie pozbawiona procentów, więc teraz jest tu cicho i spokojnie. Nikt i nic nie płoszy wodnego ptactwa oraz przygodnych spacerowiczów.

ZAMKNIĘTY PRZEJAZD

Tak to już jest, że większość kierowców, a w zasadzie to wszyscy miejscowi, jeżdżą na tzw. pamięć, nie zważając na znaki drogowe, bo te wszystkie postawione w mieście przecież znają. Dlatego też wielu kierujących się w skrót wiodący z ul. Żwirki i Wigury na targowisko pędzi tamtędy w tumanach kurzu, mimo znaku informującego, że to ślepa uliczka - fot. 7.

Znak pojawił się niedawno, no to i nie został zauważony. Kierowcy zaś z niemałym zdziwieniem stwierdzają, że nie ma dalszej drogi, bo na przeszkodzie stoi solidna zapora w postaci bielonych betonowych słupków - fot. 8. Skarżyli się oni potem w redakcji, że jakieś wrogie siły zagrodziły przejazd, zapewne bez zezwolenia stosownych władz. Tymczasem, jak wyjaśnia nam wiceburmistrz Krzysztof Kaczmarczyk, skrót został zamknięty i opatrzony stosownymi znakami na prośbę okolicznych mieszkańców, którzy mieli dość kurzu i smrodu spalin. Poza tym ów szlak nie spełnia kryteriów prawdziwej ulicy - przebiega zbyt blisko ścian budynków mieszkalnych oraz garaży. To już wystarcza, aby nie dopuścić na nim ruchu samochodowego.

Warto też przypomnieć Czytelnikom, że tak naprawdę skrót ten nigdy nie stanowił ulicy miejskiej (działka za słupkami jest własnością prywatną) i dawniej opatrzony był znakami zakazu ruchu samochodowego z wyjątkiem pojazdów mieszkańców oraz służb komunalnych. Nagminnie jednak zakaz ów był lekceważony i dlatego wylot został zamknięty podobnymi betonowymi elementami w czasach pierwszej kadencji burmistrza Pawła Bielinowicza. Dopiero w trakcie remontu ul. 1 Maja udostępniono go jako objazd, no i teraz na powrót zamknięto, czyli nic się tu właściwie nie zmieniło.