Nowe nadzieje i optymizm wstąpiły we władze powiatu. Szpital można uratować przed szybkim bankructwem. Wystarczy zmniejszyć oddziały, zlikwidować dział rehabilitacji i... zwolnić trochę ludzi. To, czy program naprawczy, który "nagle" się pojawił jako zbiorowe dzieło kilku lekarzy, jest w ogóle realny - wydaje się sprawą drugorzędną. Generalnie wygląda ładnie, więc powiat chwycił się go jak tonący brzytwy.

.

Leczenie szpitala

Naprawcze mniejsze zło

Niemal natychmiast po odwołaniu dyrektora Wojciecha Glinki okazało się, że tylko przez niego szpital znalazł się na brzegu przepaści. Współpracujący z nim od początku roku w roli pełniącego obowiązki zastępcy dyrektora ds. medycznych Marek Michniewicz z kilkoma kolegami, zaledwie w ciągu kilku dni stworzyli program naprawczy, którego wdrożenie pozwoli na... No właśnie - nie na stopniowe zmniejszanie zadłużenia, jakby mogła sugerować nazwa "program naprawczy", ale jedynie na to, by zadłużenie szpitala rosło w powolniejszym tempie.

Bez wdawania się w szczegóły dość stwierdzić, że oszczędności powstaną w drodze m.in. obniżenia kosztów zużycia leków, środków jednorazowego użytku, a nade wszystko w drodze restrukturyzacji. Co prawda, by ją wprowadzić - potrzebne są duże pieniądze, ale za to później, jak się wszystko uda zrobić zgodnie z planem, to już będzie... trochę lepiej.

Zamiast obecnie generowanego średnio miesięcznie długu w wysokości około 183 tysiące złotych, szpitalowi będzie miesięcznie przybywało in minus... zaledwie 76 tysięcy. W przyszłości więc ("Nie od razu, ale stopniowo" - zastrzega wicestarosta Wiesław Szubka), na istniejących oddziałach chirurgicznym i wewnętrznym będzie po 10 mniej łóżek dla pacjentów. Mniej też będzie potrzeba personelu, więc z każdego oddziału "zniknie" po dwóch lekarzy, po kilka pielęgniarek i salowych. Także na oddziale ginekologiczno-położniczym będzie mniej miejsca dla pacjentek, ale tam logicznej - wydawałoby się - redukcji personelu reformatorzy nie przewidzieli. W zamian powstanie dodatkowy oddział dla osób, które już "ostro" chore nie są, ale jeszcze poleżeć w lecznicy powinny. Będą one "dochorowywać" pod opieką głównie pań pielęgniarek, bo lekarzy na oddziale prawie nie potrzeba. To też ma być oszczędność dla szpitala, bo pielęgniarkom przecież znacznie mniej się płaci. Mimo to jednak, nowy oddział i tak będzie deficytowy, ale niewiele.

Zostaną najlepsi

Nie ulega wątpliwości, że reformatorskie działania jakaś liczba pracowników odczuje dotkliwie.

- Na pewno ci, którzy pracują solidnie, rzetelnie i uczciwie mogą czuć się bezpiecznie - mówi Marek Michniewicz dodając, że w programie naprawczym specjalnie nie zostało podsumowane ile osób reformę odczuje boleśnie. - Bo nam, w szpitalu, jest teraz potrzebny spokój i ciężka praca, a nie ferment.

Nie ulega wątpliwości, że redukcje dotkną między innymi personelu z działu rehabilitacji, a to z tej prostej przyczyny, że - co prawda - będzie on istniał, ale w szczątkowej, ograniczonej formie przy nowym oddziale. W dotychczas zajmowanych przez ten dział pomieszczeniach ma znaleźć swą nową siedzibę szpitalne laboratorium, a w jego z kolei miejsce zostanie przeniesiona izba przyjęć.

Rehabilitacja złote jajko czy zbuk

Do reformatorskich zapędów i personalnych decyzji władz powiatu szczycieński świat medyczny podchodzi sceptycznie.

- Likwidacja działu rehabilitacji jest nonsensem, kiedy można na nim zarabiać - mówi Mirosław Drapała, prowadzący przychodnię chirurgiczną. - Teraz NFZ będzie bezpośrednio kontraktował te usługi.

Dotychczas za zabiegi płacił lekarz, który je zlecił.

- Dostawaliśmy w ramach własnych kontraktów także pieniądze na opłacanie tych zabiegów. Z góry było ustalone, że musieliśmy na to przeznaczać 22% pieniędzy z funduszu - wyjaśnia Mirosław Drapała.

Teraz płacić będzie bezpośrednio NFZ. To rozwiązanie znacznie lepsze dla pacjenta, bo lekarze specjaliści nie będą już skrupulatnie pilnować, by zlecać tylko tyle zabiegów, by ich wartość nie przekroczyła owych 22% otrzymywanych funduszy.

- Szpital ma wszystko co trzeba, dział rehabilitacyjny spełnia wszelkie wymogi i właściwie nie ma konkurencji, więc kontrakt na te usługi ma właściwie zagwarantowany - twierdzi Mirosław Drapała dodając, że jedyne co teraz lecznicy jest potrzebne, to... dobry dyrektor i twardy negocjator. - Bo należy z funduszu "wyciągnąć" kontrakt na jak największą liczbę rehabilitacyjnych punktów. Wtedy nie trzeba będzie zwalniać pracowników, ale może nawet i przyjąć nowych.

NFZ nie pieści

Oferty do Narodowego Funduszu Zdrowia należy złożyć do 10 listopada. Czasu zostało niewiele. Na przygotowanie gabinetów specjalistycznych, bo pomieszczenia obecnej Izby Przyjęć, gdzie mają być one zlokalizowane, nie spełniają ustawowych norm, na rzeczywiste stworzenie nowego oddziału itp. działania reformatorskie, czy w końcu na zmianę statutu szpitala. Bo Narodowy Fundusz Zdrowia podpisze kontrakt tylko na te usługi, których świadczenie już jest realne (jak np. na rehabilitację), a nie na te, które dopiero zamierza się ewentualnie prowadzić.

Czy zatem program naprawczy jest realny?

Może i tak, ale na pewno nie w tym, a nawet jeszcze nie w przyszłym roku. Najpierw trzeba będzie wydać sporo pieniędzy, których ani szpital, ani powiat nie ma. Zawsze jednak można wziąć kredyt. I na to Zarząd Powiatu się już zgodził (w sierpniu, gdy o to samo zwracał się poprzedni dyrektor - zgody nie było), ale 1,5 mln zł ma być przeznaczone na pokrycie bieżących długów i utrzymanie się na powierzchni.

Halina Bielawska

2003.10.29