odcinek 221

Niestety wakacje już się kończyły. Pustoszało Mieszczno i okolice, resztki turystów przemykały rozgrzebanymi w odwiecznych remontach uliczkami miasteczka. Wracała za to całoroczna chandra, wiecznie panująca na Mazurach a przerywana tylko krótkim letnim sezonem. Wracali też, niestety, urzędnicy Miejskiego Zarządu Ogródków Działkowych. Ich wakacyjna nieobecność przyjęta z ulgą przez mieszkańców, absolutnie niezauważona przez turystów, się kończyła. Na służbowych stołkach zasiedli nasi dobrzy znajomi, czyli pani Dolińska, a obok niej Kowalski, Niusia Robaczek i Jurek Toczek z przyległościami i wielu, wielu, za wielu innych. Trudno się mówi, jakoś to przetrzymamy, oby do następnej wiosny! Tyle że chyba wakacje okazały się dla ogródkowej władzy wyjątkowo udane. Wypoczęci włodarze Mieszczna i okolic nabrali ochoty na zmiany! Nie bójmy się tego określić dosłownie – na rewolucyjną odnowę w funkcjonowaniu miasta i jego mieszkańców!

Zasiedli tradycyjnie przy cienkiej herbatce przy stole w gabinecie pani Dolińskiej. Pomimo przedwakacyjnych dąsów doproszono do towarzystwa sołtysa Boryńskiego. Po pierwsze włości sołtysa sąsiadują bezpośrednio z Mieszcznem a chłop potęgą jest i basta, po drugie wszyscy doskonale wiedzą, że sam wielki Wójcik Boryńskiego sobie ostatnio niezwykle ceni i ze zdaniem sołtysa się liczy.

- Widzę, że wszyscy wypoczęli, niektórzy aż chyba za bardzo… - pani Dolińska spojrzała na dziwnie bladą facjatę Kowalskiego, którego jakoś nie imało się ostre letnie słońce.

- Wpadnij do mnie na weekend to sobie cerę poprawisz, roboty mam, że szkoda gadać! – Boryński klepnął Kowalskiego w plecy.

- No już dobrze, dobrze. Trzeba pomyśleć co mamy najpilniejszego na najbliższych parę miesięcy. Wydaje mi się, że potrzebny nam jakiś nowy pomysł na działalność ogródków, żeby ludzie nas zapamiętali. Dobrze zapamiętali! – podkreśliła.

- Spoko, ja mam swój plan nie tylko na najbliższych parę miesięcy, ale jeszcze na parę lat – podkreślił Jurek Toczek odrębność firmy, którą kierował i porządek jaki tam zaprowadził.

- Mam pomysł! – wyrwała się Niusia i podniosła dwa palce jak pilna uczennica, która dobrze przygotowała się do lekcji.

- No..? – zachęciła pani Dolińska.

- Pamiętasz jak dobrze nasze ogródki wypadły w tiwi? Jesteśmy wyjątkowo medialni, nie? Może by tak częściej się pokazywać? Niedługo przyjdzie jesień, złote liście, a potem…

- A potem zima i puchowy śniegu tren! – parsknął śmiechem Kowalski – Gdzie tu masz jakąś propozycję dla ludzi?!

Niusia skrzywiła usta w podkówkę – A co, masz lepszy pomysł?

- Jasne! Miałem na urlopie nareszcie czas pooglądać telewizję…

- Znów, cholera, telewizja! W kiblu też oglądałeś? – warknął Boryński.

- Czasem nawet w telewizji można zobaczyć coś ciekawego, tylko trzeba zrozumieć! – odgryzł się Kowalski.

- Sportu było dużo, sukcesy były i sam Ronald Duck obiecał budowę „orlików” lekkoatletycznych. Jak się szybko zakręcimy to sobie załatwimy! Dopiero będzie szum! – zatarł radośnie dłonie.

- A ile osób dostanie przy tym pracę, co? Chruściel jesteś numer dwa? Też chciał budować jakieś wyciągi, kanały, hotele i co z tego wyszło? – sprowadziła dyskusję na ziemię pani Dolińska.

- No, fantazję to on miał, przynajmniej tyle – zgodził się Boryński. – A może by tak coś wybudować? Ludziom dać robotę…

- Albo zasiać, albo zaorać… - dorzucił skrzywiony Toczek.

- Proszę państwa! Poważnie! – przywołała do porządku pani Dolińska – Nikt naprawdę nie ma rozsądnego pomysłu co zrobić, żeby w tym naszym Mieszcznie jakoś się w końcu dało żyć nie tylko latem!

Kolejnych pomysłów już nie będziemy tutaj przytaczać, bo w dobie kryzysu papier też jest drogi. W każdym razie po następnych dwóch godzinach i prezentacji jeszcze kilkunastu podobnych i wiekopomnych idei wena się wyczerpała.

- To już wszystko? – pani Dolińska przyjrzała się powoli każdemu z obecnych.

- Tu się nic nie da zrobić! – opuścił głowę Kowalski.

- A jak się nie da zrobić czegoś dla Mieszczna, to trzeba pogłówkować jak wyrwać coś dla nas – Boryński jak zawsze prezentował zdrowy chłopski rozum.

- Tak przecież nie można… - Niusia zatrzepotała rzęsami. – Co ludzie powiedzą?!

- Jacy ludzie? – prychnął Kowalski – Kto tu w Mieszcznie potrafi gębę otworzyć?

- Nie przesadzaj, trochę wam ostatnio kota pogonili z tymi rozgrzebanymi budowami – z satysfakcją przypomniał Toczek.

- Eee tam, i co z tego wynikło? Pokrzyczeli i tyle ich. Jakby co to ich Noga znów per noga przewiezie i po wszystkim – roześmiał się Kowalski z nędznego dowcipu.

- Czyli co, wszystko zostaje po staremu? Oby do jutra? – spytała pani Dolińska.

I tak zakończyła się powakacyjna odnowa we władzach ogródków działkowych w Mieszcznie.

Marek Długosz