Ewa Bałdyga z Jedwabna i trzech jej synów od dawna nie czują się bezpiecznie w swoim domu. Żyją w ciągłym strachu przed mężem i ojcem, który ma na koncie wyrok w zawieszeniu za znęcanie się nad najbliższymi. Podczas ostatniej awantury po pijanemu próbował podpalić dom. Częste interwencje policji jak dotąd skutkują na krótko i koszmar rodziny zaczyna się po nich od nowa.

Domowe piekło

AWANTURY, GROŹBY, NĘKANIE

Życie Ewy Bałdygi z Jedwabna i trzech jej synów przypomina piekło. Od półtora roku kobieta walczy z byłym mężem, który znęca się nad rodziną. Ciągłe awantury o różnych porach dnia i nocy oraz interwencje policji są u nich na porządku dziennym. Ewa i Dariusz małżeństwem byli kilkanaście lat. On prowadzi własną działalność gospodarczą, ona jakiś czas temu podjęła studia. Jak mówi pani Ewa, problem z przemocą narastał od dawna, a potęgował go alkohol, od którego jej małżonek nie stronił. Sprawy przybrały niepokojący obrót, kiedy zaczęła w weekendy wyjeżdżać na zajęcia.

- Mąż miał wtedy zajmować się dziećmi. Początkowo nie odczytywałam sygnałów przez nie wysłanych. Nie chciały być z ojcem, pytały, czy mogą jechać ze mną – opowiada pani Ewa. W styczniu 2009 roku wyszło na jaw, że chłopcy byli przez ojca bici. - To spowodowało, że zaczęłam z nim walczyć, bo dzieci są dla mnie najważniejsze – mówi kobieta.

Do tego doszło jeszcze nękanie psychiczne, groźby, zastraszanie. Mąż pani Ewy stał się chorobliwie zazdrosny, każda jej dłuższa nieobecność w domu kończyła się podejrzeniami i awanturą.

- Zarzucał mi również, że jestem nadopiekuńczą matką, że za dużo czasu poświęcam synom – wspomina pani Ewa. Ostatni miesiąc to dla niej i dzieci istny koszmar.

- Mąż zaczął powoli spełniać swoje groźby. Kilka tygodni temu po pijanemu próbował wywieźć samochodem najmłodszego, 2,5-rocznego synka, co skończyło się kolejną interwencją policji i wszczęciem postępowania.

SPALONE DOKUMENTY

Najgorzej kobieta wspomina jednak ostatnią awanturę, do której doszło z piątku na sobotę 21/22 maja. Zaczęło się od głośnego ubliżania. Kiedy pani Ewa wezwała policję, jej mąż uciekł. Wrócił jednak, gdy zorientował się, że patrol odjechał.

- Starszy syn zamknął drzwi od mieszkania, ale on stłukł szybę w drugich i dostał się do środka. Zaczął mnie szarpać, wyzywać, krzyczeć – opowiada ze łzami kobieta. Ponownie zadzwoniła na policję, ale i tym razem sprawca awantury uciekł. Tę noc pani Ewa wraz z dziećmi spędziła u brata stryjecznego. Kiedy wróciła do domu, zastała przerażający widok.

- Okna były pootwierane na oścież, zerwane firany w kuchni, a wszędzie panował swąd spalenizny – mówi. Z szuflad zniknęły też wszystkie dokumenty – akty urodzenia, świadectwa szkolne, rodzinne pamiątki. Jak się okazało, jej małżonek spalił je w kuchennym zlewie.

ZATRZYMANY I ZWOLNIONY

Tego samego dnia został zatrzymany i trafił do policyjnego aresztu. Długo jednak nie posiedział. W poniedziałek został zwolniony.

- Nikt mnie o tym nie uprzedził, nie zdążyłam się jakoś zabezpieczyć, przygotować, mimo że prosiłam policjantów, żeby mnie powiadomili – żali się pani Ewa. Dziwi się, że jej prześladowca odzyskał wolność, bo na swoim koncie ma już wyrok w zawieszeniu za znęcanie się nad najbliższymi. W jego warunkach jest m. in. zobowiązanie do poddania się leczeniu odwykowemu oraz powstrzymywanie się od agresji względem najbliższych. Tymczasem Dariusz Bałdyga żadnego z nich nie spełnia. Małżonkowie od niedawna są już po rozwodzie. Sąd nakazał wprawdzie eksmisję sprawcy przemocy, ale zwolnił go z jej kosztów. Te miałaby pokryć … pani Ewa.

- Nie ustalono też zasad, na jakich miałby widywać się z dziećmi, przez co może wchodzić i wychodzić z domu kiedy tylko zechce – mówi kobieta, która złożyła apelację od tego wyroku. Od ostatniej awantury żyje w nieustannym lęku przed byłym mężem. Mieszkanie jest ciągle zamknięte na klucz, starszy syn wymienił zamki, bo mężczyzna już po wyjściu z aresztu niepokoił domowników. Pani Ewa nie kryje, że czuje się bezradna i zmęczona swoją walką. Ma żal do organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. - Nie mogę pojąć, dlaczego nie odwiesili mu kary – mówi. Obawia się, że świadkowie, którzy zeznawali w jej sprawie, widząc bezkarność sprawcy, będą wycofywać złożone wcześniej zeznania. - Te wszystkie apele o reagowania na przemoc to puste słowa. Co z tego, że ktoś anonimowo zgłosi awanturę, skoro potem będzie się bał złożyć jakiekolwiek zeznania, widząc, że policja i prokuratura rozkładają ręce – mówi pani Ewa.

Po rozmowie z kobietą skontaktowaliśmy się z jej byłym mężem. Nie chciał jednak z nami rozmawiać. Zaprzeczył tylko, by kiedykolwiek bił dzieci. Zagroził również, że podejmie przeciw gazecie kroki prawne w związku z publikacją w ostatniej „Kronice zdarzeń” informacji o jego zatrzymaniu.

12 INTERWENCJI W CIĄGU PÓŁ ROKU

Jak się dowiedzieliśmy od rzecznik szczycieńskiej komendy policji, w ciągu ostatniego półrocza policjanci interweniowali u rodziny Bałdygów aż dwanaście razy.

- Było to zarówno na wezwanie pokrzywdzonej, jak i jej męża. Przeważnie w grę wchodziły awantury i złośliwe niepokojenie – informuje Aneta Choroszewska – Bobińska. Potwierdza, że w kilku przypadkach sprawcy nie zastano na miejscu. Rodzina ma założoną niebieską kartę. Oznacza to, że co miesiąc zagrożony przemocą dom odwiedza dzielnicowy. W razie zauważenia niepokojących sytuacji, powiadamia inne instytucje, takie jak ośrodek pomocy społecznej, Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie czy sąd. - Dzielnicowy na bieżąco monitoruje sytuację w tej rodzinie – zapewnia Aneta Choroszewska – Bobińska.

CZY SĄD ODWIESI KARĘ

Dlaczego nikt nie powiadomił kobiety, że jej były mąż wychodzi z aresztu? Jak tłumaczy prokurator rejonowy Dorota Krzyna, nie ma takiego ustawowego obowiązku. - Istnieje on dopiero wtedy, gdy jest zastosowany tymczasowy areszt, a nie zatrzymanie po interwencji, jak to miało miejsce w tym przypadku – mówi prokurator. Dodaje, że na razie nie ma też dowodów, które wskazywałyby na konieczność izolacji mężczyzny. Zastosowano jednak wobec niego dozór policji i kuratora. Prokurator ma też i dobre wieści dla pani Ewy: - Kilka dni temu wystąpiliśmy do sądu z wnioskiem o uchylenie orzeczenia o warunkowym zawieszeniu wykonywania kary – informuje Dorota Krzyna. Mężczyzna został również pouczony, że w razie wywołania kolejnej awantury trafi za kratki na dłużej. - Ta pani nie powinna czuć się już zagrożona – uspokaja prokurator.

KONIECZNA POMOC

Janusz Miszkiewicz, prawnik, który z ramienia Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie wspiera panią Ewę od strony prawnej, przyznaje, że żyje ona w ogromnym stresie.

- Najbardziej przydałaby się jej teraz pomoc psychologiczna. Doradzałem jej to, ale ona się boi pozostawić dzieci bez opieki – mówi prawnik. Dodaje, że profesjonalne wsparcie może uzyskać w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Jedwabnie. Według Janusza Miszkiewicza, wiele kobiet w podobnych sytuacjach rezygnuje z walki, wycofuje się i popada w coraz głębszą depresję.

- W naszym społeczeństwie wciąż istnieje niska świadomość, by korzystać z pomocy fachowców – ocenia. Ewa Bałdyga zapewnia, że nie zamierza się poddać, choć czasami brakuje jej już sił. - Nie wiem, na jak długo mi ich jeszcze starczy. Czasami to przypomina walkę z wiatrakami – mówi roztrzęsiona kobieta.

Ewa Kułakowska/fot. M.J.Plitt