Właściciele i obsługa pizzerii Di Naro od dłuższego już czasu borykają się z nieproszonym gościem, który, będąc pod wpływem alkoholu, zaczepia klientów i bywa wobec nich agresywny. Przed tygodniem omal nie pobił się z zagranicznymi turystami jedzącymi tu posiłek. Sytuacja stała się groźna, ale zdaniem szefa lokalu, wezwana na miejsce policja zbagatelizowała problem.

Bezradni wobec natręta

TERROR W PIZZERII

Mężczyznę o ksywce „Niuniek” zna w Szczytnie chyba każdy. Dla jednych to niestwarzający większego zagrożenia element lokalnego folkloru, dla innych natręt zaczepiający po pijanemu ludzi, budzący irytację i niechęć. Ostatnio dał się on mocno we znaki właścicielom i obsłudze pizzerii Di Naro. - Tak naprawdę to mamy z nim problem już od kilku lat. Kiedy widzi, że w lokalu są klienci, wchodzi do środka i wymusza od nich pieniądze na piwo – opowiada szef pizzerii Wiesław Łączyński. Jego zdaniem takie zachowanie nietrzeźwego zazwyczaj mężczyzny odstrasza gości i zniechęca ich do konsumpcji. Z natrętem walczy zwykle obsługa lokalu, która czasem kilka razy w ciągu dnia musi go wyprowadzać, czemu często towarzyszy szarpanina i ostra wymiana zdań. - Wyprowadzenie go nie zawsze jest skuteczne, bo on i tak wraca – mówi Wiesław Łączyński.

NIESKUTECZNA INTERWENCJA

W niedzielę 20 listopada wieczorem mężczyzna przeszedł samego siebie. W pizzerii gościła akurat grupa turystów zza granicy. - Jedna z kobiet widocznie wpadła mu w oko, bo zaczął ją zaczepiać. Próbowaliśmy go wyprowadzić, ale on dosłownie dostał szału – opowiada pani Ula, pracownica lokalu. Udało się jej z pomocą kolegi pozbyć natręta, lecz ten po chwili wrócił i znów zaczął nękać turystów. Wtedy towarzyszący kobiecie mężczyzna, próbował stanąć w jej obronie. - Sytuacja zrobiła się niebezpieczna, bo zanosiło się na bijatykę – relacjonuje pani Ula. Widząc, że atmosfera się zagęszcza, zadzwoniła na policję. Funkcjonariusze zjawili się po około 25 minutach, w czasie których obsługa lokalu bezskutecznie zmagała się z nieproszonym gościem, usiłując zapobiec bójce. Co gorsza, działo się to na oczach innych klientów. - Kiedy policjanci wreszcie przyjechali, to byli bardzo zdziwieni, że sami nie poradziliśmy sobie z problemem – opowiada pracownica lokalu. W czasie interwencji mężczyzna schował się przed stróżami prawa. Po chwili patrol odjechał, a on … wrócił do pizzerii i wszystko zaczęło się od początku. Pracownica kolejny raz wezwała policję. - Policjant, który przyjechał stwierdził, że ten osobnik nikogo nie skrzywdził, więc oni nic nie mogą mu zrobić – opowiada kobieta. Efekt był taki, że obsługa aż do godziny 22.00, czyli zamknięcia pizzerii zmagała się z nieproszonym gościem. Wiesław Łączyński dziwi się, że policja nie znalazła sposobu, by się uporać z problemem. Przypomina, że to już nie pierwszy raz, gdy w jego lokalu doszło do podobnej sytuacji. Wcześniej mężczyzna uderzył w twarz jednego z klientów, rozcinając mu wargę. Wtedy funkcjonariusze też przyjechali, ale nie wyciągnęli wobec napastnika poważniejszych konsekwencji, ponieważ pokrzywdzony odstąpił od złożenia skargi.

POTRZEBNA OCHRONA?

O ustosunkowanie się do zarzutów właściciela i obsługi lokalu, poprosiliśmy rzeczniczkę szczycieńskiej komendy policji. W nadesłanym nam mailu pisze, że w momencie, gdy w niedzielny wieczór policjanci przyjechali na interwencję, wskazany przez obsługę mężczyzna stał pod lokalem i był spokojny . - W trakcie rozmowy z policjantami powiedział, że idzie do domu - informuje Aneta Choroszewska – Bobińska. Potwierdza, że po paru minutach funkcjonariusze znów zostali wezwani do lokalu z tego samego powodu. Jednak i tym razem zastali mężczyznę na zewnątrz. Po ponownej rozmowie miał on odejść spod pizzerii. - W tym konkretnym przypadku nie było podstaw do zatrzymania czy doprowadzenia tego mężczyzny – czytamy w mailu rzecznik.

Zdaniem Piotra Zembrzuskiego, właściciela dwóch szczycieńskich pubów i kawiarni, w podobnych przypadkach nie należy zwalać winy na policję, bo to szef lokalu jest zobowiązany do tego, by zapewnić swoim klientom bezpieczeństwo. Dlatego sam korzysta z usług agencji ochroniarskiej. Przyznaje, że i u niego zdarzają agresywni klienci, ale ochroniarze potrafią sobie z nimi radzić. - Szef lokalu jest od tego, żeby dbać o porządek w nim. Policja reaguje dopiero wtedy, gdy dochodzi do przestępstwa – mówi.

Czy wobec tego w pizzerii nie należałoby zatrudnić profesjonalnej ochrony? - Od chronienia mnie jest policja, na którą płacę podatki – odpowiada Wiesław Łączyński.

(ew)